sobota, 9 stycznia 2010

Muzyka pustelnicza

"Muzyka nie wywołuje prawdziwego cierpienia ani zadowolenia - jedynie ich obrazy. Przynosi zawsze radość, nawet gdy jest najsmutniejsza". Tak sprzed laty pisał Schopenhauer o fenomenie muzyki. Zwrócił wtedy uwagę, na wciąż aktualną dziś kwestię paradoksalnej poprawy nastroju pod wpływem przygnębiającej muzyki.

Sprawa staje się niezwykle istotna, gdy uświadomimy sobie jak ważną rolę w życiu każdego Pustelnika muzyka odgrywa. Są ludzie, dla których mogłaby nie istnieć, a może raczej - nie jest w ich życiu ważna, czy ważniejsza. Są ludzie, którzy bez owego pobudzacza receptorów słuchowych nie wyobrażają sobie początku i końca dnia. Przyczynia się do przeżywania różnych stanów uczuciowych, czasem wycisza, czasem pozwala na odkrycie, że istnieje coś potężniejszego, od tego co ma się w środku. Tak jak dla jednych ważne są mecze Wisły, praca w korporacji, jedzenie grzybów, tak dla innych ważna jest muzyka. Może to kwestia wrażliwości, a może ludzka wewnętrzna różnorodność sprawia, że jedni kochają zbierać znaczki, inni uczyć się tabelek, a inni wolą grać muzykę.

Muzyka pustelnicza jest wyrazista, nienaznaczona bezpłciowością. Ekstremalna. Nie są to młodzieżowe dyskotekowe przytupy, pozytywne alt rockowe plumkanie z obowiązkowo homoseksualnym stylem wokalnym ani też bezemocjonalne, pozbawione treści i autentycznosci jazzowe granie wyczynowe ku uciesze zapatrzonych w swój gust elit intelektualnych, wbitych w marynarki od lat nastu. Nie ma tu zlepków czaderskich heavy metalowych riffów, przy których chce się podskakiwać ani disc dżokeja, który przekonuje nas, byśmy poczuli dziś ten beat. Nie ma kurwa tupania nóżką.

Muzyka nazywana mroczną, posępną, "nie dla normalnych", nie jest niczym więcej, jak tym co tkwi w samych ludziach. Kiedy mając naście lat odkrywamy jakie wibracje mamy w środku, szukamy ich w swoim otoczeniu. Jedni mają w sobie słodkie babskie wyjce, inni sam rytm do którego recytują, inni nie mają chyba nawet nic, a jeszcze inni mają jakieś gówna w które szkoda się zagłębiać. Nie wydaje się zatem słuszne twierdzenie, że muzyka silna, agresywna sprawia,
że słuchaczom pogarsza się nastrój. Po prostu niektorzy silniej odczuwają emocje.

Słuchając posępnej muzyki Pustelnik może niczym w zwierciadle zobaczyć gromadzące się w nim negatywne odczucia. Tak jak w przypadku innych form sztuki, w utworze może zobaczyć samego siebie, ujrzeć problemy, które normalnie nie doszłyby do jego świadomości. Jest w stanie stanąć oko w oko ze swoją ciemną stroną, uzyskać wewnętrzną równowagę.

Przejdźmy jednak do konkretów. W gust pustelnika najpełniej chyba wpasowuje się gatunek muzyczny zwany black metalem. Dawniej ekstremalna odmiana metalu, dziś w zasadzie odrębne zjawisko muzyczne. Gatunek pod względem muzycznym i lirycznym atrakcyjny dla różnego typu fanów muzyki klimatycznej, bądź psycholi (tzn. aktywistów chcących wprowadzić w życie wszystkie postulaty głoszone przez twórców BM). Jest to gatunek absolutnie wyjątkowy, trudno przyswajalny. Stopień przesterowania gitar, jadowite wokale oraz karabin perkusyjny utrudniają odbiór wszelkim neofitom. Pod względem muzycznym black metal naładowany taką ilością dysonansów, że można zamienić się w trytona.

Nie każdy zespół zasługuje jednak na naszą uwagę. Scena muzyczna jest niesamowicie przeładowana różnymi, często miernej jakości projektami. Aby zachwycić słuchacza, dany zespół powinien doskonale sprawdzać się pod względem warsztatu, przekazu a przede wszystkim konceptu. Pragnąc dać innym Pustelnikom pewne wskazówki w poszukiwaniach muzycznych, proponujemy dziś krótki wybór zespołów, które zdecydowanie zasługują na uwagę.

PUSTELNICYZM POLECA

Istapp, czyli po szwedzku sopel. Przekaz zespołu jest jasny. To całkowite zaprzeczenie dotychczasowego, obłudnego porządku świata. To wypowiedzenie otwartej, nieświętej wojny przeciwko słońcu, symbolowi życia i nieuzasadnionej radości. Ich muzyka jest bardzo chwytliwa, przystępna nawet dla mniej wprawnych słuchaczy. Lodowate, melodyjne gitarowe pasaże oraz niesamowicie klimatyczne partie klawiszowe przenoszą nas w mrozy północnej Szwecji.Tam w jednej z pieczar do boju zagrzewają się trzej wojownicy: Mordechai von Renvaktar, C.Ashuck. von Renvaktar oraz Fjalar. Tytuły utworów mówią same za siebie: "Śnieg", "W oczekiwaniu na zero bezwględne", "Oby nie nastąpiła odwilż", "Na zawsze poniżej zera". Ich bronią jest umiejętność przetrwania zabójczej zimy. Przywodzi to na myśl życie Pustelnika, który zawsze wybiera trudne, acz chlubne wędrówki przez życie poprzez śniegi i lody. Już wkrótce powrócą mordercze mrozy a na śnieg spłyną wybroczyny chrześcijańskich intruzów!




PS. Nadeszły dobre wieści dla fanów zespołu. Na początku stycznia w Szwecji zanotowano najniższe od ponad 40 lat mrozy, osiągające ponad -40 stopni. Karnawałowi narciarze zamieniają się w sople. Hail Istapp!



Mord. Polski zespół z posępnej Norwegii.
Niszczyciel dobrego smaku i spokoju ducha. Młot na muzycznych pedałów. Znakiem rozpoznawczym są bluźniercze, bezkompromisowe teksty, utrzymane w zgrabnym, poetyckim stylu. Cudownie komponują się z siarczystą, nienawistną, szarżującą warstwą muzyczną. Z głośników wylewa się gęsty jad, perkusyjne blasty niemiłosiernie niszczą dziewicze błony bębenkowe a obłąkańczy wokal doskonale przekazuje nam
głęboki, życiowy tekst. Coś pięknego.

Spluń na krzyż, w twej waginie ogień
Nektar menstruacji potęguje Bestii głód
Podnieś nóż, niech twa
dusza spłonie
Oto czas zagłady życia u piekielnych wrót.

Posłuchaj o rozkoszy, jaka twe niewinne usta dały mi
Tamtej nocy na cmentarzu, kiedy w blasku zniczy brałem cię Posłuchaj o swym upodleniu, o tym jak smakował ci mój kał O tym jak krzyczałaś z bólu, czując jak mój fiut rozrywał dupę twą
(Opus VIII - fragm.)





Carpathian Forest. Zespół, który reklamy nie potrzebuje, ponieważ
dorobił się już zasłużonego tytułu klasyki norweskiego black metalu. Jego charyzmatyczny lider - Nattefrost porusza w tekstach odwieczne ludzkie dylematy oraz tematy tabu - takie jak ostateczne sprawy śmierci oraz seksualne perwersje (z pewnym naciskiem na nekrofilię). Pod względem muzycznym zespół gra bardziej tradycyjnie niż wcześniej prezentowane zespoły. Mamy tu rytmiczny, oldschoolowy BM, często utrzymywany w rytmach rock'n'rolla i punka. Pod pewnym względem zauważalne jest zdecydowane nowatorstwo - część utworów stylistycznie podchodzi pod DŻEZ. Mamy tu saksofon, zatęchłą atmosferę wzbogaconą ponurymi skrzeko-szeptami. Zamierzenie, lecz chyba nie - zespół udowadnia, że nie każdy dżez to spierdolina.





Mgła. Wielkie pustelnicze odkrycie roku 2006. A wszystko to dzięki utworowi "Mdłości", który za setnym puszczeniem w jakimś nośniku zła możnaby nawet nucić idąc ulicą. Teksty
wypełnione są tym, czym przeważnie życie, gdy nie szukamy form samooszukiwawczych. Destrukcja, pustka czyli to, przed czym ucieka większość ludzi, wypełnia liryki owego zespołu. Pozwól dziś odkryć ją także i w sobie!

4 komentarze:

  1. Dlaczego tylko jeden wpis? Zacząłeś świetnie, w końcu mój punkt widzenia. Szkoda, że nia ma żadnego kontaktu do Ciebie, bo całkiem możliwe, że tego komentarza nie przeczytasz. Ruszaj z tym blogiem!

    OdpowiedzUsuń
  2. podpisuje sie pod tym i ja

    OdpowiedzUsuń
  3. kolejny podpis, choć chyba na marne

    OdpowiedzUsuń
  4. Zaczęło się ciekawie, choć chyba kontynuacji nie będzie. A szkoda.

    OdpowiedzUsuń